czwartek, 31 lipca 2014

Wypowiedzenie cz.V



IV Zakończenie

* 
On mówi: Jeżeli w jakichś kwestiach byłem niezrozumiały, uraziłem kogoś lub niepotrzebnie rozśmieszyłem, przepraszam. Prawda jest taka, że nie ponoszę odpowiedzialności za to, jak wyglądam, co i kiedy mówię.Teraz jestem przejęty. Wydawało mi się… Nie. Nie dam rady. Dziękuję.
On unaocznia: Chyba stosownie będzie, jak się ukłonię.
On kłania się.
PS. Jeśli już udzielono mi głosu, to chciałbym nadmienić, że w tak zwanych unaocznieniach w funkcji czasu przeszłego powinienem był używać czasu teraźniejszego, wtedy prezentowane przeze mnie zdarzenia byłyby bliżej – jakby oglądane przez lupę, powiększone, ale – tak jak mówiłem – nie ode mnie to zależało. Jeszcze raz: dziękuję.

*
Deszcz mówi: Nigdy niczego nie mówiłem. Nie mam wpływu na to, gdzie i kiedy się pojawiam. Nie znam dni tygodnia. Uważam, że przypisywanie mi zdolności wypowiadania się jest nonsensem. I jeszcze ten wiersz, który rzekomo napisałem. Bzdury.
Deszcz unaocznia: Pada, rzuca się z wysokości na chodniki, ulice, skacze w kałuże, ucieka do rynien, wsiąka w ziemię. 

*
Roślina mówi: Ja to się nawet cieszę, że nie mówi, tylko pada. Chociaż, nic nie wskazuje na to, żeby jedno wykluczało drugie.
Roślina unaocznia: Kwitnie.

On mówi: Jeżeli to możliwe, to ja bym chciał ten kwiat dla kelnerki. Wydaje mi się…


K O N I E C
luty – marzec 2009
C.D.Nie będzie

Tym oto sposobem "Wypowiedzenie" z jednej szuflady - dysk na moim komputerze, trafiło do innej, nieco większej, do której dostęp teoretycznie ma nieograniczona liczba czytelników. Wcześniej było upubliczniane (nie wiem, z jakim skutkiem) dzięki uprzejmości przyjaciela na oficjalnej stronie In The Dark Pit http://inthedarkpit.lh.pl/inthedarkpit.html w zakładce out of the dark pit. Buszując po sieci, znalazłem je również pod adresem http://pldocs.org/docs/index-31986.html Nie wiem, jakim sposobem tam zawędrowało. Może kiedyś uda mi się opublikować je w formie książeczki - na przykład w towarzystwie "Anatomii tożsamości"...

Pozdrawiam serdecznie!
P.P.

środa, 30 lipca 2014

Wypowiedzenie cz. IV



III Wypowiedzi

Wypowiedź I

Postulat

Pytanie Kto się wstrzymał od głosu?
Jest próbą gwałtu Na wstrzymujących się od głosu.

Brak pytania Kto się wstrzymał od głosu?
Jest jawnym ignorowaniem tych Którzy chcą zamanifestować
Brak poparcia dla któregokolwiek z proponowanych rozwiązań.

Prawidłowo sformułowane wypowiedzenie
Adresowane do wstrzymujących się od głosu Powinno brzmieć:
„Jeżeli wśród nas są tacy Którzy mając prawo do głosowania
Z sobie wiadomych względów Nie popierają żadnego z proponowanych rozwiązań
Czy też mają je w najgłębszym z możliwych lub nie możliwych poważań
Mogą teraz podnieść rękę prawą lub lewą Lub obie jednocześnie
Mogą nie podnosić rąk Mogą zrobić cokolwiek innego
Na przykład Obrazić się Uśmiechnąć Założyć nogę na nogę
Kichnąć Westchnąć Przymknąć oczy Rozpłakać się Zrobić zeza
Mogą wstać i wyjść Poluzować krawat Rozwiązać lub zawiązać sznurowadło
Podrapać się w kroku lub w nie kroku Wysmarkać Oblizać Przełknąć ślinę
– Pod warunkiem że nie naruszy to niczyjej Wolności Dóbr osobistych i Nie osobistych Godności czy Uczuć religijnych Oraz nie zepsuje powietrza Którym za chwilę będzie oddychać.

Reakcje głosujących zostaną odnotowane I ogłoszone w sprawozdaniu z głosowania
– z pominięciem danych personalnych”.

Wypowiedź II

Oświadczenie

Ponieważ mówimy tym samym językiem,
Nie możemy przemawiać jednocześnie.
Proszę bardzo, teraz pan.
Jestem wzburzony.
Przepraszam, głoski mi się posklejały.
Jestem wzruszony.
Dziękuję za uwagę.


Wypowiedź III

Cząstka Nie, zwinna, szybka, zdecydowana, często bezkompromisowa,
Na co dzień znana jako partykuła przecząca.
Trzymając się kurczowo swojej tożsamości,
Czerpiąc satysfakcję z pewnej niezależności językowej,
Z możliwości modulowania wypowiedzeń,
Przyklejania się do przymiotników,
Często zapomina o tym, że jest również negacją
I jako taka może zostać użyta w każdej chwili i każdych okolicznościach.

Krótkowzroczne, brutalnie odseparowane od zaprzyjaźnionej części mowy Nie, cierpi. Nie pojmuje rozłączenia – zabiegu, który w jej oczach jest zachcianką bezdusznego Logika.

 
*
Zatraciłem się w tańcu
Wtórowały mi zimne dźwięki fortepianu
Stąpałem po lustrzanej powierzchni
Zataczałem kręgi Większe mniejsze
Niekiedy wydawało mi się że szybuję
Zawsze potem miękko lądowałem na dnie zwierciadła
Była środa.
Deszcz uśmiecha się Wolno paruje.

 
Wypowiedź IV

Przestroga

Uważaj
Ręka upiora z dzieciństwa
Jest pod każdym łóżkiem


luty – marzec 2009
C.D.N.
Pozdrawiam serdecznie!
P.P.


wtorek, 29 lipca 2014

Wypowiedzenie cz. III


 5. Słownik

Słownikowym statystą, wypowiadającym się i działającym na potrzeby unaocznienia słów zebranych w słowniku, będzie On – zaimek osobowy, liczba pojedyncza, trzecia osoba rodzaju męskiego. Nim jednak On otrzyma prawo wypowiadania się i działania, musi otrzymać wygląd: jest wysoki, szczupły, posiada komplet wprost proporcjonalnych do reszty ciała kończyn, biodra, tułów, szyję i głowę. Jego cera jest śniada, włosy czarne, proste, oczy błękitne. Na tym charakterystyka bezpośrednia strony zewnętrznej postaci kończy się. Jej stronę wewnętrzną charakteryzuje podręczny atlas anatomiczny.

On otrzymuje do dyspozycji przestrzeń: miejsce, które będzie najlepiej nadawać się do unaocznienia omawianego leksemu, na przykład, gdyby omawianiu podlegał czasownik rozrabiać, przestrzenią byłby plac budowy, gdzie w betoniarce czy też kastrze rozrabia się zaprawę murarską (poddaje rozrobieniu). On byłby, rzecz jasna, rozrabiającym, czyli pomocnikiem murarza lub samym murarzem. Poza przestrzenią miałby do dyspozycji łopatę  i taczki. Jego śniada cera byłaby nieco przykurzona, wzrok przytępiony, słuch…

Do rozrabiania poprawnej zaprawy murarskiej słuch nie jest konieczny.

On byłby głuchy. Zatrudniony na czarno. W razie inspekcji kierownik budowy będzie uporczywie twierdził, że tego człowieka nie zna, że nie wie, kim On jest i co tutaj robi. Taką samą reakcję wywoła wypadek z udziałem głuchego rozrabiacza.

Wszystkie leksemy zostaną zaprezentowane w kontekście czasu przeszłego – okolicznościach, które miały miejsce i których żadną mocą nie można cofnąć. Na słowo wypowiedziane człowiek nie ma wpływu. Jedyne na co go stać, to przetwarzanie tegoż słowa w świadomości, roztrząsanie wypadków towarzyszących jego wybrzmiewaniu, zastanawianie się nad tym, co by było, gdyby… – lub też pogodzenie się z faktem i ewentualne przeproszenie lub przyjęcie przeprosin.

On mówi: Wybój
On wyjaśnia: Jest to wypukłość.
On unaocznia: Jechałem rowerem drogą, na której był wybój. A potem
– Na chwilę milknie, drapie się po głowie. – Zniknął. – Porusza ramionami. – Nie wiem, co się z nim stało. – Kręci głową, patrzy na boki. – Nie wiem. Wyrównali. Chyba. – Zamyśla się. – I tak mi się skojarzyło, że kobieca pierś to też taki wybój. – Wzdycha.

On mówi: Wyczółek
On wyjaśnia: Nie wiem, co to jest wyczółek.
On unaocznia: Otworzyłem słownik na stronie 389 i przeczytałem: „Wyczółek - łka, - łkiem , - łki , - łków”. Zamknąłem słownik. Poszedłem na spacer. Rower zostawiłem  w piwnicy.

On mówi: Wydma
On wyjaśnia: Jest to piaszczysta góra. Najczęściej na pustyni lub nad morzem.
On unaocznia: Przechodziłem przez park. Było ciepło, zdjąłem kurtkę, przewiesiłem przez ramię. I wtedy to zobaczyłem. I usłyszałem. W jedną z alejek, między lipy, wjeżdżała ciężarówka. Tyłem. Cofała się. Człowiek w zielonym uniformie machał ręką, prowadził ją. Kiedy uniósł do góry obie ręce, samochód zatrzymał się, a po chwili zaczął wysypywać na środek alejki piach. A potem pojechał, a ten piach został. Taka góra. Pomyślałem sobie, że wydmę usypali. Ale to nie była wydma.

On mówi: Wydra
On wyjaśnia: Jest to zwierzę, które ma futro i żyje w wodzie, i żywi się rybami.
On unaocznia: Wyszedłem z parku. Przeszedłem przez jezdnię, minąłem sklep rybny. – Pochyla głowę, na chwilę przykleja wzrok do podłogi. – Ryby, woda, morze, jezioro. – Przełyka ślinę. – Pomyślałem o wodzie. Oczyma wyobraźni, jeżeli można tak powiedzieć, zobaczyłem małe, leśne jeziorko. Taki staw z groblą, z kładką dla wędkarza, zaroślami. Woda była ciemna, spokojna. A w niej pływała wydra. Na plecach. W łapkach trzymała rybę. Jadła ją.

On mówi: Wyga
On wyjaśnia: Jest to ktoś, kto zazwyczaj jest stary i niełatwo go oszukać.
On unaocznia: Chciałem się wrócić do tego sklepu, kupić fileta, albo… – Na chwilę milknie, zamyśla się. – Nie lubię tam kupować. Tam kiedyś pracowała taka duża, posępna kobieta. Była kierowniczką. Miała krótkie, kręcone włosy. Nienaturalnie. I krzywy nos. Głośno mówiła. Taka stara wyga to była. Ludzie tak o niej mówili, bo podobno żadnej kontroli się nie bała. Nie wiem, czy jeszcze tam pracuje. – Przestępuje z nogi na nogę. – Nie obchodzi mnie to.

On mówi: Wygląd
On wyjaśnia: Jest to zbiór cech zewnętrznych.
On unaocznia: Kiedyś tak źle się czułem. Wyszedłem pospacerować. Zawsze wychodzę. I wtedy też szedłem koło parku. Dzień był słoneczny, niebo błękitne, a te drzewa – nie wiem, jak się nazywają – kwitły. Tak na różowo. Ciemnoróżowo. Zatrzymałem się i patrzyłem na nie. Wyglądały przepięknie. Pomyślałem nawet, że są warte sfotografowania. Ale to nie zmieniło mojego samopoczucia.

On mówi: Wygoda
On wyjaśnia: Jest to cecha mebli, pomieszczeń, pojazdów i innych rzeczy, tak zwanych użytecznych, która świadczy o jakości ich użyteczności
On unaocznia: Kolega zaproponował, żebym pojechał z nim na wieś. Do jego ciotki. Miał coś stamtąd zabrać, jakieś zboże, chyba dla gołębi. Czemu nie, pomyślałem. Wieś jak wieś, przejadę się. Myślałem, że zapakujemy co trzeba i wracamy. Ale nie. Na wsi jest inaczej. Ciotka – pogodna, mała kobieta – zaprosiła nas na obiad. Dała rosół i opiekaną w panierce, gotowaną kurę, ziemniaki i kapustę. Do tego kompot. Po tej kurze chciałem umyć ręce, zapytałem o łazienkę. – Wygoda jest tam. – Pokazała w kierunku korytarza. – Po lewej stronie – dodała, kiedy wstałem od stołu.

On mówi: Wyjątek
On wyjaśnia: Jest to mniej lub bardziej odosobniony przypadek, pewnego rodzaju wynaturzenie, odstępstwo od normy.
On unaocznia: Zazwyczaj, jak już wyjdę z parku, to wracam do domu, ale wtedy, nie wiem dlaczego, poszedłem jeszcze na rynek. To był wyjątek.

On mówi: Wykałaczka
On wyjaśnia: Drewniany patyczek, który jest zaostrzony na obu końcach, i służy do dłubania w zębach w celu pozbycia się resztek pokarmu.
On unaocznia: Na rynku jest kawiarnia. Takie spokojne, ciepłe wnętrze
z muzyką w tle. Lubię tam chodzić. Siadam przy stoliku w rogu, zamawiam herbatę i obserwuję. Bywa, że poświęcam się rozważaniom. Drążę, analizuję. Lubię patrzeć na kelnerkę: młodą blondynkę. Zazwyczaj ubrana jest w czarne, obcisłe spodnie i czarną bluzkę z rękawem na trzy-czwarte. Oczy podkreśla kredką, usta… Chyba nic z nimi nie robi. To o niej powinienem mówić unaoczniając wygląd. Nie o drzewach. A gdybym mówił o spokoju, to chciałbym opowiedzieć o jej twarzy.
Wszedłem tam, zamówiłem herbatę i nie wiem, co mnie naszło, że zażądałem jeszcze ciastka – takiego dużego, z kremem, z bitą śmietaną, posypanego rodzynkami i płatkami czekolady. Rozpusta. A potem okazało się, że mam pełne usta tego wszystkiego i że to nawłaziło mi między zęby, poprzyklejało się do podniebienia i dziąseł. I wtedy pomyślałem o wykałaczce, ale też i o tym, że to nie wypada publicznie dłubać w zębach, o tym, że ta kelnerka… Że nie wypada.

On mówi: Wynik
On wyjaśnia: Jest to rezultat.
On unaocznia: Wykałaczek w tej kawiarni nigdy nie widziałem. Zresztą, nigdy wcześniej ich nie potrzebowałem, nie w tym miejscu. Teraz też nie zdecydowałem się poprosić o nie. – Uśmiecha się nieznacznie. – Poradziłem sobie przy pomocy języka. Zanim jednak zacząłem, rozejrzałem się po sali – czy czasem nikt na mnie nie patrzy. Ludzie pogrążeni byli w rozmowach, zajęci sobą. Po wszystkim przywołałem kelnerkę i poprosiłem o rachunek, a kiedy płaciłem, ona uśmiechnęła się do mnie. I ten jej uśmiech to był wynik. Rachunek, który zapłaciłem, też był wynikiem.

On mówi: Wypukłość
On wyjaśnia: Jest to opozycja wklęsłości.
On unaocznia: W kawiarni, zanim zapłaciłem, zanim przywołałem kelnerkę, jak jeszcze siedziałem, a ona spacerowała od stolika do stolika, albo stała przy kontuarze, obserwowałem ją. Patrzyłem na twarz, ukryte pod czarną bluzką piersi, opięte spodniami biodra i pośladki. Fascynowały mnie te jej wypukłości. I pomyślałem sobie, że kobiety są cudami natury. Pomyślałem też  o tym, że gdyby te wszystkie wypukłości zastąpić wklęsłościami, byłoby fatalnie. W duchu pochwaliłem Stwórcę i Pramatkę Ewolucję.

On mówi: Wyraz
On wyjaśnia: Jest to sylaba lub zbiór sylab, który może być wypowiedziany lub zapisany przy pomocy liter. Synonimem „wyrazu” jest „słowo”.
On unaocznia: Płacąc za herbatę i ciastko, zostawiłem napiwek. W ten sposób dałem wyraz wdzięczności za pracę, jaką kelnerka włożyła w obsłużenie mnie. Ponadto zbudowałem sobie tożsamość – w swoich i jej oczach. Niczego nie zapisałem i nie wypowiedziałem.

On mówi:  Wysokość
On wyjaśnia: Jest to cecha ludzi, zwierząt, roślin lub rzeczy, która określa ich długość wertykalnie.
On unaocznia: Jak wychodziłem z kawiarni, czułem się jak Jego Wysokość, na przykład Napoleon, którego fizjonomia w rzeczywistości z wysokością niczego wspólnego nie miała.

On mówi: Występ
On wyjaśnia: Jest to prezentacja.
On unaocznia: Jak dawałem napiwek, to był mój występ –  świadomy,
z delikatnym uśmiechem, skinieniem głową, spojrzeniem na zegarek. Ona też – kiedy się przechadzała między stolikami – występowała. Przypuszczam, że jest świadoma swojej atrakcyjności. Jeżeli tak, to jej występ też był świadomy. Nie potępiam jej za to.

On mówi: Wytrych
On wyjaśnia: Jest to uniwersalne narzędzie do otwierania drzwi wyposażonych w różne rodzaje zamków.
On unaocznia: Wracając z kawiarni, nie idę przez rynek. Przechodzę wąską uliczką nad rzekę i wracam alejką wzdłuż wału. Wtedy też tak zrobiłem. Idąc, myślałem o niej, o tej kelnerce. Przyszło mi do głowy, że większość kobiet posiada wytrychy, którymi zdolna jest otwierać męskie instynkty. Tylko nieliczne mają klucze do uczuć.
Takie poważne to wyszło. Niepotrzebnie.

On mówi: Wytrzeszcz
On wyjaśnia: Jest to nazwa istot posiadających oczy, które korzystając
z nich, zbyt mocno je otwierają.
On unaocznia: Jak wracam wzdłuż tych wałów, to później przechodzę przez ulicę i idę między domkami jednorodzinnymi. Na początku osiedla, przy zielonej furtce z kątownika i siatki zawsze stoi pies: stary wilk. Za każdym razem, kiedy się zbliżam, on skacze na furtkę, opiera się na niej i czeka. Przechodząc obok niego, mówię: - Cześć Wytrzeszczu! Pies macha ogonem. Mówi: „Cieszę się, że cię widzę”. Kiedyś spróbuję go pogłaskać.

On mówi: Wyzucie
On wyjaśnia: Jest to czynność, która polega na pozbywaniu się.
On unaocznia: W kawiarni zazwyczaj obserwuję twarze. Jak się nie zamyślam i nie rozbieram kelnerki – rzecz jasna. Kiedyś przyglądałem się pewnemu mężczyźnie. Siedząc przy stoliku, czytał gazetę. Nie wiem, co pił. Herbatę albo kawę. Palił papierosa. Był otyły, szpakowaty, na nosie miał druciane okulary. Ubrany w oliwkowy garnitur i koszulę w paski –  bez krawata, mocno rozpiętą. Od początku wydał mi się niechlujny, rozlazły. A potem zobaczyłem, że na jego stopach brakuje butów. Stały obok krzesła. Prawdopodobnie paliły go stopy. Pomyślałem wtedy o nim, że jest wyzuty, bo zezuł buty. Uśmiechnąłem się do głupkowatego rymu. Zapisałem go na serwetce. Potem wyrzuciłem.

On mówi: Wyż
On wyjaśnia: Jest to front atmosferyczny.
On unaocznia: Jak myślę o pogodzie, to zawsze zastanawiam się nad tym, czy będzie deszcz, czy słońce. Nigdy nie zajmuje mnie kwestia wyżu. Niż też mnie nie obchodzi.

On mówi: Wyżeł
On wyjaśnia: Jest to pies myśliwski.
On unaocznia: Przy innym domu, takim z płaskim dachem,
z nietynkowanej, białej cegły, ze schodkami przed drzwiami wejściowymi też jest pies. I też stary. Ale ten zawsze ujada. Nie witam się z nim, a on nie mówi do mnie, że się cieszy. Nie wiem, co mówi. – Kręci głową, ściąga brwi. – Może chce, żebym sobie jak najszybciej poszedł. Zapewne dlatego, że jest psem myśliwskim, wyżłem. Jak był mały, ludzie wołali do niego Wyżlę, Wyżlu, Wyżlęciu.

Odrębną kategorią słownikową są wulgaryzmy.
On w zasadzie nie używa wulgaryzmów, nie udaje jednak, że ich nie zna czy nie rozumie, kiedy je słyszy.

On mówi: Wyjebał
On wyjaśnia: Jest to nazwa czynności polegającej na wyrzuceniu, pozbyciu się. Słowo to może również informować o wykorzystaniu seksualnym osoby płci odmiennej lub nie odmiennej w celu zaspokojenia popędu płciowego wykorzystującego lub upokorzenia wykorzystywanego, bez udziału uczuć wyższych.
         On unaocznia: Kiedyś jechałem rowerem wzdłuż wałów. Na trawie dwaj chłopcy kopali piłkę, śmieli się, krzyczeli na psa, który im przeszkadzał. Przejeżdżając obok nich, nie zauważyłem dziury w ścieżce i przewróciłem się. Gdy się podnosiłem, usłyszałem, jak jeden mówił: - Ale się wyjebał!

          On mówi: Wypierdolił
          On wyjaśnia: Patrz „wyjebał”

         On mówi: Wyruchał
         On wyjaśnia: Jest synonimem słów wyjebał i wypierdolił, z tą różnicą, że nie dotyczy informowania o wyrzucaniu czy pozbywaniu się czegokolwiek – chyba, że dziewictwa lub godności, lub jednego i drugiego jednocześnie. Nie informuje też o przewróceniu się czy upadku. Leksem wyruchał dotyczy jedynie kontekstu seksualnego.
         On unaocznia: Słyszałem kiedyś, jak jeden staruszek krzyczał za samochodem, który wjechawszy w kałużę, ochlapał go: - A żeby cię tak chudy byk wyruchał! – Staruszek wygrażał przy tym uniesioną pięścią, trząsł się ze złości. A ten samochód to była taksówka. Mercedes. Granatowy.

W niektórych środowiskach leksemy wyjebał, wypierdolił, wyruchał, znaczą też tyle, co oszukał, wykorzystał.
luty – marzec 2009
C.D.N.


Pozdrawiam!
P.P.