5. Słownik
Słownikowym statystą, wypowiadającym się i działającym
na potrzeby unaocznienia słów zebranych w słowniku, będzie On – zaimek osobowy,
liczba pojedyncza, trzecia osoba rodzaju męskiego. Nim jednak On otrzyma prawo
wypowiadania się i działania, musi otrzymać wygląd: jest wysoki, szczupły, posiada
komplet wprost proporcjonalnych do reszty ciała kończyn, biodra, tułów, szyję i
głowę. Jego cera jest śniada, włosy czarne, proste, oczy błękitne. Na tym charakterystyka
bezpośrednia strony zewnętrznej postaci kończy się. Jej stronę wewnętrzną
charakteryzuje podręczny atlas anatomiczny.
On otrzymuje do dyspozycji przestrzeń: miejsce, które
będzie najlepiej nadawać się do unaocznienia omawianego leksemu, na przykład,
gdyby omawianiu podlegał czasownik rozrabiać,
przestrzenią byłby plac budowy, gdzie w betoniarce czy też kastrze rozrabia się zaprawę murarską (poddaje
rozrobieniu). On byłby, rzecz jasna, rozrabiającym, czyli pomocnikiem murarza
lub samym murarzem. Poza przestrzenią miałby do dyspozycji łopatę i taczki. Jego śniada cera byłaby nieco
przykurzona, wzrok przytępiony, słuch…
Do rozrabiania poprawnej zaprawy murarskiej słuch nie jest
konieczny.
On byłby głuchy. Zatrudniony na czarno. W razie
inspekcji kierownik budowy będzie uporczywie twierdził, że tego człowieka nie
zna, że nie wie, kim On jest i co tutaj robi. Taką samą reakcję wywoła wypadek
z udziałem głuchego rozrabiacza.
Wszystkie leksemy zostaną zaprezentowane w kontekście
czasu przeszłego – okolicznościach, które miały miejsce i których żadną mocą
nie można cofnąć. Na słowo wypowiedziane człowiek nie ma wpływu. Jedyne na co
go stać, to przetwarzanie tegoż słowa w świadomości, roztrząsanie wypadków towarzyszących
jego wybrzmiewaniu, zastanawianie się nad tym, co by było, gdyby… – lub też pogodzenie
się z faktem i ewentualne przeproszenie lub przyjęcie przeprosin.
On mówi: Wybój
On wyjaśnia: Jest to wypukłość.
On unaocznia: Jechałem rowerem drogą, na której był
wybój. A potem
– Na chwilę milknie, drapie się po głowie. – Zniknął. – Porusza ramionami. –
Nie wiem, co się z nim stało. – Kręci głową, patrzy na boki. – Nie wiem.
Wyrównali. Chyba. – Zamyśla się. – I tak mi się skojarzyło, że kobieca pierś to
też taki wybój. – Wzdycha.
On mówi: Wyczółek
On wyjaśnia: Nie wiem, co to jest wyczółek.
On unaocznia: Otworzyłem słownik na stronie 389 i
przeczytałem: „Wyczółek - łka, - łkiem , - łki , - łków”. Zamknąłem słownik.
Poszedłem na spacer. Rower zostawiłem w piwnicy.
On mówi: Wydma
On wyjaśnia: Jest to piaszczysta góra. Najczęściej na
pustyni lub nad morzem.
On unaocznia: Przechodziłem przez park. Było ciepło,
zdjąłem kurtkę, przewiesiłem przez ramię. I wtedy to zobaczyłem. I usłyszałem.
W jedną z alejek, między lipy, wjeżdżała ciężarówka. Tyłem. Cofała się. Człowiek w zielonym uniformie machał ręką, prowadził ją. Kiedy uniósł do góry obie ręce,
samochód zatrzymał się, a po chwili zaczął wysypywać na środek alejki piach. A
potem pojechał, a ten piach został. Taka góra. Pomyślałem sobie, że wydmę
usypali. Ale to nie była wydma.
On mówi: Wydra
On wyjaśnia: Jest to zwierzę, które ma futro i żyje w
wodzie, i żywi się rybami.
On unaocznia: Wyszedłem z parku. Przeszedłem przez
jezdnię, minąłem sklep rybny. – Pochyla głowę, na chwilę przykleja wzrok do
podłogi. – Ryby, woda, morze, jezioro. – Przełyka ślinę. – Pomyślałem o wodzie.
Oczyma wyobraźni, jeżeli można tak powiedzieć, zobaczyłem małe, leśne jeziorko.
Taki staw z groblą, z kładką dla wędkarza, zaroślami. Woda była ciemna,
spokojna. A w niej pływała wydra. Na plecach. W łapkach trzymała rybę. Jadła ją.
On mówi: Wyga
On wyjaśnia: Jest to ktoś, kto zazwyczaj jest stary i
niełatwo go oszukać.
On unaocznia: Chciałem się wrócić do tego sklepu,
kupić fileta, albo… – Na chwilę milknie, zamyśla się. – Nie lubię tam kupować.
Tam kiedyś pracowała taka duża, posępna kobieta. Była kierowniczką. Miała
krótkie, kręcone włosy. Nienaturalnie. I krzywy nos. Głośno mówiła. Taka stara
wyga to była. Ludzie tak o niej mówili, bo podobno żadnej kontroli się nie
bała. Nie wiem, czy jeszcze tam pracuje. – Przestępuje z nogi na nogę. – Nie
obchodzi mnie to.
On mówi: Wygląd
On wyjaśnia: Jest to zbiór cech zewnętrznych.
On unaocznia: Kiedyś tak źle się czułem. Wyszedłem
pospacerować. Zawsze wychodzę. I wtedy też szedłem koło parku. Dzień był
słoneczny, niebo błękitne, a te drzewa – nie wiem, jak się nazywają – kwitły.
Tak na różowo. Ciemnoróżowo. Zatrzymałem się i patrzyłem na nie. Wyglądały
przepięknie. Pomyślałem nawet, że są warte sfotografowania. Ale to nie zmieniło
mojego samopoczucia.
On mówi: Wygoda
On wyjaśnia: Jest to cecha mebli, pomieszczeń,
pojazdów i innych rzeczy, tak zwanych użytecznych, która świadczy o jakości ich
użyteczności
On unaocznia: Kolega zaproponował, żebym pojechał z
nim na wieś. Do jego ciotki. Miał coś stamtąd zabrać, jakieś zboże, chyba dla
gołębi. Czemu nie, pomyślałem. Wieś jak wieś, przejadę się. Myślałem, że
zapakujemy co trzeba i wracamy. Ale nie. Na wsi jest inaczej. Ciotka – pogodna, mała kobieta –
zaprosiła nas na obiad. Dała rosół i opiekaną w panierce, gotowaną kurę,
ziemniaki i kapustę. Do tego kompot. Po tej kurze chciałem umyć ręce, zapytałem
o łazienkę. – Wygoda jest tam. – Pokazała w kierunku korytarza. – Po lewej
stronie – dodała, kiedy wstałem od stołu.
On mówi: Wyjątek
On wyjaśnia: Jest to mniej lub bardziej odosobniony
przypadek, pewnego rodzaju wynaturzenie, odstępstwo od normy.
On unaocznia: Zazwyczaj, jak już wyjdę z parku, to
wracam do domu, ale wtedy, nie wiem dlaczego, poszedłem jeszcze na rynek. To
był wyjątek.
On mówi: Wykałaczka
On wyjaśnia: Drewniany patyczek, który jest zaostrzony
na obu końcach, i służy do dłubania w zębach w celu pozbycia się resztek
pokarmu.
On unaocznia: Na rynku jest kawiarnia. Takie spokojne,
ciepłe wnętrze
z muzyką w tle. Lubię tam chodzić. Siadam przy stoliku w rogu, zamawiam herbatę
i obserwuję. Bywa, że poświęcam się rozważaniom. Drążę, analizuję. Lubię
patrzeć na kelnerkę: młodą blondynkę. Zazwyczaj ubrana jest w czarne, obcisłe
spodnie i czarną bluzkę z rękawem na trzy-czwarte. Oczy podkreśla kredką, usta…
Chyba nic z nimi nie robi. To o niej powinienem mówić unaoczniając wygląd. Nie
o drzewach. A gdybym mówił o spokoju, to chciałbym opowiedzieć o jej twarzy.
Wszedłem tam, zamówiłem herbatę i nie wiem, co mnie
naszło, że zażądałem jeszcze ciastka – takiego dużego, z kremem, z bitą
śmietaną, posypanego rodzynkami i płatkami czekolady. Rozpusta. A potem okazało
się, że mam pełne usta tego wszystkiego i że to nawłaziło mi między zęby,
poprzyklejało się do podniebienia i dziąseł. I wtedy pomyślałem o wykałaczce,
ale też i o tym, że to nie wypada publicznie dłubać w zębach, o tym, że ta
kelnerka… Że nie wypada.
On mówi: Wynik
On wyjaśnia: Jest to rezultat.
On unaocznia: Wykałaczek w tej kawiarni nigdy nie
widziałem. Zresztą, nigdy wcześniej ich nie potrzebowałem, nie w tym miejscu.
Teraz też nie zdecydowałem się poprosić o nie. – Uśmiecha się nieznacznie. –
Poradziłem sobie przy pomocy języka. Zanim jednak zacząłem, rozejrzałem się po
sali – czy czasem nikt na mnie nie patrzy. Ludzie pogrążeni byli w rozmowach,
zajęci sobą. Po wszystkim przywołałem kelnerkę i poprosiłem o rachunek, a kiedy
płaciłem, ona uśmiechnęła się do mnie. I ten jej uśmiech to był wynik.
Rachunek, który zapłaciłem, też był wynikiem.
On mówi: Wypukłość
On wyjaśnia: Jest to opozycja wklęsłości.
On unaocznia: W kawiarni, zanim zapłaciłem, zanim
przywołałem kelnerkę, jak jeszcze siedziałem, a ona spacerowała od stolika do
stolika, albo stała przy kontuarze, obserwowałem ją. Patrzyłem na twarz, ukryte
pod czarną bluzką piersi, opięte spodniami biodra i pośladki. Fascynowały mnie
te jej wypukłości. I pomyślałem sobie, że kobiety są cudami natury. Pomyślałem też
o tym, że gdyby te wszystkie wypukłości
zastąpić wklęsłościami, byłoby fatalnie. W duchu pochwaliłem Stwórcę i Pramatkę
Ewolucję.
On mówi: Wyraz
On wyjaśnia: Jest to sylaba lub zbiór sylab, który
może być wypowiedziany lub zapisany przy pomocy liter. Synonimem „wyrazu” jest
„słowo”.
On unaocznia: Płacąc za herbatę i ciastko, zostawiłem
napiwek. W ten sposób dałem wyraz wdzięczności za pracę, jaką kelnerka włożyła
w obsłużenie mnie. Ponadto zbudowałem sobie tożsamość – w swoich i jej oczach. Niczego
nie zapisałem i nie wypowiedziałem.
On mówi: Wysokość
On wyjaśnia: Jest to cecha ludzi, zwierząt, roślin lub
rzeczy, która określa ich długość wertykalnie.
On unaocznia: Jak wychodziłem z kawiarni, czułem się
jak Jego Wysokość, na przykład Napoleon, którego fizjonomia w rzeczywistości z wysokością niczego wspólnego nie miała.
On mówi: Występ
On wyjaśnia: Jest to prezentacja.
On unaocznia: Jak dawałem napiwek, to był mój występ –
świadomy,
z delikatnym uśmiechem, skinieniem głową, spojrzeniem na zegarek. Ona też –
kiedy się przechadzała między stolikami – występowała. Przypuszczam, że jest
świadoma swojej atrakcyjności. Jeżeli tak, to jej występ też był świadomy. Nie potępiam
jej za to.
On mówi: Wytrych
On wyjaśnia: Jest to uniwersalne narzędzie do
otwierania drzwi wyposażonych w różne rodzaje zamków.
On unaocznia: Wracając z kawiarni, nie idę przez
rynek. Przechodzę wąską uliczką nad rzekę i wracam alejką wzdłuż wału. Wtedy
też tak zrobiłem. Idąc, myślałem o niej, o tej kelnerce. Przyszło mi do głowy,
że większość kobiet posiada wytrychy, którymi zdolna jest otwierać męskie instynkty.
Tylko nieliczne mają klucze do uczuć.
Takie poważne to wyszło. Niepotrzebnie.
On mówi: Wytrzeszcz
On wyjaśnia: Jest to nazwa istot posiadających oczy,
które korzystając
z nich, zbyt mocno je otwierają.
On unaocznia: Jak wracam wzdłuż tych wałów, to później
przechodzę przez ulicę i idę między domkami jednorodzinnymi. Na początku
osiedla, przy zielonej furtce z kątownika i siatki zawsze stoi pies: stary
wilk. Za każdym razem, kiedy się zbliżam, on skacze na furtkę, opiera się na
niej i czeka. Przechodząc obok niego, mówię: - Cześć Wytrzeszczu! Pies macha
ogonem. Mówi: „Cieszę się, że cię widzę”. Kiedyś spróbuję go pogłaskać.
On mówi: Wyzucie
On wyjaśnia: Jest to czynność, która polega na
pozbywaniu się.
On unaocznia: W kawiarni zazwyczaj obserwuję twarze.
Jak się nie zamyślam i nie rozbieram kelnerki – rzecz jasna. Kiedyś przyglądałem
się pewnemu mężczyźnie. Siedząc przy stoliku, czytał gazetę. Nie wiem, co pił.
Herbatę albo kawę. Palił papierosa. Był otyły, szpakowaty, na nosie miał
druciane okulary. Ubrany w oliwkowy garnitur i koszulę w paski – bez krawata, mocno rozpiętą. Od początku
wydał mi się niechlujny, rozlazły. A potem zobaczyłem, że na jego stopach
brakuje butów. Stały obok krzesła. Prawdopodobnie paliły go stopy. Pomyślałem
wtedy o nim, że jest wyzuty, bo zezuł buty. Uśmiechnąłem się do głupkowatego
rymu. Zapisałem go na serwetce. Potem wyrzuciłem.
On mówi: Wyż
On wyjaśnia: Jest to front atmosferyczny.
On unaocznia: Jak myślę o pogodzie, to zawsze
zastanawiam się nad tym, czy będzie deszcz, czy słońce. Nigdy nie zajmuje mnie
kwestia wyżu. Niż też mnie nie obchodzi.
On mówi: Wyżeł
On wyjaśnia: Jest to pies myśliwski.
On unaocznia: Przy innym domu, takim z płaskim dachem,
z nietynkowanej, białej cegły, ze schodkami przed drzwiami wejściowymi też jest
pies. I też stary. Ale ten zawsze ujada. Nie witam się z nim, a on nie mówi do
mnie, że się cieszy. Nie wiem, co mówi. – Kręci głową, ściąga brwi. – Może
chce, żebym sobie jak najszybciej poszedł. Zapewne dlatego, że jest psem
myśliwskim, wyżłem. Jak był mały, ludzie wołali do niego Wyżlę, Wyżlu, Wyżlęciu.
Odrębną kategorią słownikową są wulgaryzmy.
On w zasadzie nie używa wulgaryzmów, nie udaje jednak,
że ich nie zna czy nie rozumie, kiedy je słyszy.
On mówi: Wyjebał
On wyjaśnia: Jest to nazwa czynności polegającej na wyrzuceniu,
pozbyciu się. Słowo to może również informować o wykorzystaniu seksualnym osoby
płci odmiennej lub nie odmiennej w celu zaspokojenia popędu płciowego wykorzystującego
lub upokorzenia wykorzystywanego, bez udziału uczuć wyższych.
On unaocznia: Kiedyś jechałem rowerem
wzdłuż wałów. Na trawie dwaj chłopcy kopali piłkę, śmieli się, krzyczeli na
psa, który im przeszkadzał. Przejeżdżając obok nich, nie zauważyłem dziury w
ścieżce i przewróciłem się. Gdy się podnosiłem, usłyszałem, jak jeden mówił: -
Ale się wyjebał!
On mówi: Wypierdolił
On wyjaśnia: Patrz
„wyjebał”
On mówi: Wyruchał
On wyjaśnia: Jest synonimem słów wyjebał i wypierdolił, z
tą różnicą, że nie dotyczy informowania o wyrzucaniu czy pozbywaniu się
czegokolwiek – chyba, że dziewictwa lub godności, lub jednego i drugiego
jednocześnie. Nie informuje też o przewróceniu się czy upadku. Leksem wyruchał dotyczy jedynie kontekstu
seksualnego.
On unaocznia: Słyszałem kiedyś, jak
jeden staruszek krzyczał za samochodem, który wjechawszy w kałużę, ochlapał go:
- A żeby cię tak chudy byk wyruchał! – Staruszek wygrażał przy tym uniesioną
pięścią, trząsł się ze złości. A ten samochód to była taksówka. Mercedes. Granatowy.
W niektórych środowiskach leksemy wyjebał, wypierdolił, wyruchał, znaczą też tyle, co oszukał, wykorzystał.
luty – marzec 2009
C.D.N.
Pozdrawiam!
P.P.